ANNA MIESZKOWSKA
KRÓL LEAR NIE ŻYJE – O KSIĄŻCE POŚWIĘCONEJ TADUSZOWI ŁOMNICKIEMU

O książce
Recenzje
Fragmenty
Zdjęcia
Role i życiorys teatralny: 1 | 2
Zamówienia

Powrót do str.gł.

  

TADEUSZ ŁOMNICKI (1927-1992) był aktorem, reżyserem, pedagogiem, dyrektorem teatru, autorem sztuk dramatycznych, członkiem KC PZPR, który po roku 1981 wycofał się z czynnego życia politycznego. Na fali burzliwych wydarzeń lat 1980-81 został pozbawiony podstawowego dla aktora miejsca pracy - własnego teatru, stałego etatu (poza PWST) występował w latach następnych gościnnie w wielu teatrach Warszawy, Polski, Europy, świata (USA, Australia...). Poważnie chory na serce (operacja w Londynie w 1982 roku) nie zwolnił tempa życia, pracy. Grał aż do utraty tchu - dosłownie, zmarł podczas jednej z ostatnich prób „Króla Leara”, na tydzień przed premierą w Teatrze Nowym w Poznaniu.

Ostatnie słowa, które wypowiedział jako aktor i jako człowiek i brzmiały: „Więc jakieś życie świta przede mną. Dalej, łapmy je, pędźmy za nim, biegiem, biegiem”. Po nich, stracił przytomność, mimo szybkiej pomocy zmarł. Potem byt pogrzeb na warszawskich Powązkach Komunalnych. Przyszło pożegnać wielkiego aktora tysiące ludzi. Był to jeden z tych pogrzebów aktorskich, które przechodzą do historii teatru. Pisano, że aktor zakpił z obecnych na własnym pogrzebie, który prawie że sobie wyreżyserował, uzgadniając szczegóły... Kazał sobie zagrać na cywilnym pogrzebie ulubiony utwór Cohena, piosenkę „Dance me to the end of love”. Życzenie zmarłego aktora, ku absolutnemu zaskoczeniu obecnych a nie wtajemniczonych zostało spełnione. Pogrzeb byt wielką manifestacją sympatyków jego twórczości, krytyków dokonań artystycznych, zjednoczył poróżnionych przyjaciół, pogodził wrogów. W obliczu śmierci wybitnego artysty należało zapomnieć o sporach, awanturach, kłótniach. Pisano o nim jeszcze w kilka miesięcy po śmiem. Że był wielki, że raptus, że ostatni z ostatnich mistrzów sceny, tytan pracy, pasjonat.

Przypominam Państwu tego aktora (występował w Londynie wielokrotnie - pierwszy raz w 1964, ostatni we wrześniu 1991) w związku z książką Marii Bojarskiej „Król Lear nie żyje”. Nie jest to typowa biografia napisana przez historyka teatru, nie są to wspomnienia jednej czy wielu osób. Jest to najbardziej realistyczna i fantastyczna zarazem powieść. Gdyby odrzucić wszystkie prawdziwe imiona i nazwiska osób drugiego i trzeciego planu, gdyby poprzestawiać nieco fakty otrzymalibyśmy powieść właśnie. Ale jest to książka napisana nie tylko przez osobę wprawnie trzymającą pióro, będącą nie tylko zawodowym krytykiem i historykiem teatru. Maria Bojarska była przez 18 lat towarzyszką życia Tadeusza Łomnickiego, a przez ostatnie 8 lat jego formalną toną. Młodsza od niego o wiele lat, była studentką Studium Teatralno-Literackiego na wydziale reżyserii warszawskiej PWST, gdy w 1974 po raz pierwszy widziała z bliska przyszłego męża. Wręczał jej indeks na inauguracji roku akademickiego. Później była asystentką reżysera Adama Hanuszkiewicza w Teatrze Narodowym, w czasie prób „Wesela”, w którym Łomnicki grał Gospodarza. A potem... Potem byt romans, o którym pisze bez fałszywej pruderii, z rzadko ujawnianą przez kobiety szczerością i bezwzględnością pamięci. Opisuje szczerze i otwarcie, co i jak było między nimi, jak powstawało uczucie, wzajemna zażyłość, bliskość, uzależnienie. Autorka rzuca siebie i swoje życie na pożarcie czytelnikom, przyjaciołom i ludziom nieżyczliwym, plotkarzom i... publiczności, która znała artystę tylko ze sceny, filmu, prasowych wywiadów. Nie dziwiłaby ta książka gdyby powstała za sto lat. Takiej książki jeszcze nie było. Chyba, że była to powieść z kluczem lub wspomnienie pisane po latach, gdy emocje już opadły, wyciszyły się. Książka napisana jest z ogromnym temperamentem (autorka napisała kilka lat temu znakomitą biografię Mieczysławy Ćwiklińskiej). Autorka nie daje czytelnikowi chwili wytchnienia. Nie ma chronologii, tytułów, rozdziałów, spokojnej narracji. Tempo jest zawrotne. Punktem wyjścia i zakończenia jest ostatnia rola Łomnickiego - Lear. „Lear wcale nie był wymarzoną rolą Tadeusza. To byt raczej imperatyw: on wiedział, że musi zagrać Leara i że go zagrać powinien. Jako aktor i jako człowiek”.

Są w książce fragmenty, które prowokują, są i takie, które wzruszają: „w którymś momencie zaczęłam żałować, że nie znałam Tadeusza wcześniej, że dzieli nas taka różnica wieku, doświadczeń, wypadków historycznych i wydarzeń artystycznych, że tylu rzeczy nie dane nam było przeżyć wspólnie”. Albo szczera odpowiedź autorki na wielokrotnie zadawane pytanie (przez dziennikarki kobiecych pism!): Czy myślała pani kiedyś o rozwodzie? - O niczym innym nie mogłam myśleć, skoro już wzięłam ślub!”. Tak, przyznaje sama, że przed każdą premierą myślała o rozwodzie. Myślała. Po premierze miała ten zamiar zrealizować: „I jakoś to było do następnej premiery”. Być piątą żoną wybitnego artysty to niełatwa sztuka. Była z nim najdłużej. Poprzednie żony odchodziły same, lub były... porzucane. Marysia wytrwała do końca. Będąc sama wybitnie uzdolnioną osobą, umiała swoje aspiracje, ambicje odsunąć na bok, zrezygnowała z rywalizacji. Przyjęta postawę „widza”, jak wielokrotnie o sobie wspomina. Ale nie biernego widza. Pomagała w pracy pomagała w życiu. Tak jak umiała, tak jak on sobie tego życzył. Nic mniej, nic więcej. Duża to sztuka w przypadku kobiety zdolnej, ambitnej, wrażliwej.

Książka pobita wszelkie rekordy popularności. W ciągu zaledwie dwóch tygodni rozsiedl się cały wielotysięczny nakład. Stolikowcy windują cenę, książka jest czytana w radio, wywołała wstrząs w środowisku. A wszystko dlatego, że jej autorka złamała konwencję pisania książki o znanych ludziach (tylko dobrze!), jeżeli szczerze to w pewnych granicach i bez nazwisk.

Tadeusz Łomnicki zdążył jeszcze zagrać w dokumentalnym filmie sobie poświęconym „Ja, komediant” - Ludwika Perskiego. Nie zdążył tylko zagrać Leara.

Dziennik Polski, 16.11.1994 r.


zobacz powiekszenie
 
 
 
 
 

powrót do str. ogólnej recenzji