RECENZJE

piszcie, Wasze recenzje zamieścimy

Kolejna recenzja

O książce
Recenzje

Fragmenty
Życiorys
Zdjęcia

Zamówienia

Powrót do str.gł.

LAMPA, listopad 2007 

Taniec śmierci


Bohater drugiej książki Barwicza ma wiele wspólnego z bohaterem jego debiutanckiej powieści Kochaina. Esencją życia tego bohatera jest również angażowanie się bądź nieangażowanie, że tak po gombrowiczowsku sobie napiszę, w dziwne związki z dziwnymi kobietami, które są ponętnie małoletnie i mają szczególny wręcz pociąg do Zła. Tego Zła, co to je fanki gotyku kochają najbardziej - skrajnie mrocznego i tajemniczego, które swą mroczną zagadkowość im na buziach i życiu wyciska piętnem gorejącem. W Stygmaciarzu mamy zatem taką kobietkę dojrzewającą, studentkę filozofii czy też psychologii, bohater sam nie do końca jest pewien, czego właściwie, która na naszym bohaterze żeruje jak fatalna huba na schorowanym drzewa pniu. Ta oto metafora pozwala wyśmienicie opisać sytuację fabularną bohatera - bowiem faktycznie przynależy on do grupy ludzi trawionych śmiertelną chorobą, a dziewczę - do gatunku popaprańców, których cudze igry ze śmiercią nęcą, kuszą, kręcą, by nie rzec dosadnie: jarają.
Powieść Barwicza jest zbudowana na tym schemacie. Wokół niego zaś autor rozsnuł całą masę osobistych filozoficznych wtrętów i kombatanckich wspomnień z czasów, w których kobiety były bardziej chętne, życie bardziej treściwe, a mityczna zagranica przez szczęśliwców, czy nieszczęśliwców, szaleńczo rozdziewiczana. Edward Nikita, imię to jest jakże okrutnym żartem ojcowskim, Jataganowicz w swoim życiu, jak to w życiu bywa, popracowuje sobie tu i tam, kombinuje, podróżuje, poznaje ciekawych ludzi, a przy okazji chla, ćpa i żywemu nie przepuszcza. I muszę przyznać, że te fragmenty książ­ki czyta się najlepiej. Barwicz ma dobre, mięsiste pióro, cięty dowcip i poczucie humoru, które te cząstki Stygmaciarza ożywiają jak kabelek z prądem trupka pięknolicego niegdyś chłopięcia. Reszta powieści jest bowiem przepełniona substancją na poły podgniłą, nadpsutą, z krwi dawno wyprutą.
Nikita jest chory, jest bardzo chory. Ale zapadł na tę chorobę, by bardziej zbliżyć się do Boga, by odważnie stawić czoła zjawiskom eschatologicznym. Otóż Stygmaciarza - Nikitę - wypełnia śmierć. Przelewa się przez jego głowę z każdą myślą, wypełnia powietrze wokół tak intensywnie, że z każdym oddechem mocniej stygmatyzuje. I dlatego jest coś ważnego, co musi zostać dopowiedziane, bo podobny miałam problem z Kochaina. Nie napiszę, jaka choroba zżera powoli i systematycznie Nikitę, nie napiszę celowo, by nie dobrali się do powieści Barwicza specjaliści od choroby jako metafory, panowie i panie od „trafionych", którzy na różne rozdęte i nadęte sposoby starają się literaturyzować tego potwora na A lub H. Nie lubię szufladek, bo one szkodzą. Zresztą pewnie i tak się wychlapałam dokumentnie.
Śmierć jest właściwą bohaterką powieści, a bohater Stygmaciarza z nią tańcuje, jak na średniowiecznych rycinach panowie i panie. Tańcuje z nią tylko trochę bardziej widowiskowo niż my wszyscy. Pewnie czasami mówi o tym może zbyt pretensjonalnie, ale i z tego zdaje sobie sprawę. Po prostu już czas skończyć z tym, co mnie przed samym sobą tak ośmiesza, wkurwia mnie na samego siebie. W tym jednym chcę się bardzo różnić od tej przesławnej dezyderaty; ciągle przemawiam do ludzi, do siebie, do Boga nawet. Jak mnie to złości i śmieszy!
Mimo że wątek śmierci dominuje, Stygmaciarz jest sklejką, jakby autor miał kilka pomysłów na różne powieści w głowie, a chciał je zawrzeć w jednej tylko. I ja je wyraźnie widzę i odróżniam. Czy dobrze się stało, jak się stało? Pewnie nie. Poprzednia powieść Barwicza była o miłości jako chorobie, a ta jest o śmierci, która jest bardziej żywą tkanką niż samo życie, która pozwala wreszcie otrzeć się o normalność, prawdę i miłość. A tych bohaterom Barwicza najbardziej brakuje, nie brakuje...

Anka WOŹNIAK
 
 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

powrót do str. głównej ksiazki