RECENZJE

Kolejna recenzja

O książce
Recenzje
Fragmenty
Zdjęcia

Życiorys
Zamówienia

Powrót do str.gł.

 

Rozmowa z molem

Tadeusz Komendant

 

 

1. Drzewo genealogiczne - i święte drzewo Jessego podtrzymujące kościelne ambony, i świeckie ryciny w herbarzach, na których z samotnie śpiącego rycerza, niczym z pnia, wyrastają potężne konary - jest powszechnie znanym obrazem, akceptowanym przez wyobraźnię i obyczaj. Trzeba się rozmnażać i czynić sobie ziemię poddaną. Od stoickiego mitu natury, przechytrzającej śmierć i następstwem pokoleń rekompensującej znikomość jednostki, po dzisiejsze naukowe twierdzenia o nieśmiertelności łańcucha DNA trwa przekonanie, że ojciec żyje dalej w synu i póki choć jedna gałąź drzewa rozwija się, póty nie śmierć rządzi, lecz Eros.

Ale - oto druga strona medalu - jeśli ojciec odradza się w każdym ze swoich synów, tak samo musi wraz z ich śmiercią umierać. „Temu, kto nie ma potomstwa, pozostaje tylko własna śmierć. Jedna jedyna. I odwrotnie: ten, kto ma dzieci, będzie przeżywał nie własną, ale ich śmierć, zwielokrotnioną. Straszna jest śmierć ludzi posiadających liczne potomstwo, w tym wypadku życie i śmierć nie mają się jak jeden do jednego”. Dopiero śmierć ostatniego potomka zakończy cykl śmierci założyciela rodu.

Oto obrazowy wykład retroaktywnego instynktu śmierci, opisywanego przez Freuda: każda istota żywa chciałaby jak najkrótszą drogą dotrzeć do wcześniejszego stanu, każda materia ożywiona zmierza do materii nieożywionej, jedynie warunki życia na ziemi spowodowały, że to, co najkrótsze, czasami bywa długie i trwa pokoleniami. Choć i tak zwycięży Tanatos.

W tej książce Eros jest prawie nieobecny. Z każdej strony wyziera natomiast Tanatos. Nie przypadkiem zniszczone w 1692 roku pierwsze wydanie tej książki było trujące.

 

2. Kiedy ponadpięćdziesięcioletni profesor Milorad Pavić wydał Słownik chazarski, krytyka serbska dostrzegła w Chazarach naród pokrewny opisywanemu przez Marqueza plemieniu skazanemu na sto lat samotności, dzieciom północy Rushdiego, czy wędrowcom wybierającym się za Hessem na Wschód. Zestawiano tę książkę z Imieniem róży (ukłonem Pavicia w stronę Eco jest ów trujący egzemplarz Słownika) i opisywano w kategoriach postmodernistycznej zabawy literackiej.

Ten apokryf został zrobiony z dużą znajomością rzeczy. Mimo że Chazarowie istnieli naprawdę. Encyklopedia mówi, że był to koczowniczy lud turecki przybyły z Azji, który w VII-VIII wieku tworzył potężne państwo między Morzem Kaspijskim a Morzem Czarnym, wyznawał judaizm, został rozgromiony przez Światopełka kijowskiego i zniknął bez śladu w historii. Trochę jak zaginione plemiona Izraela, które odnalazły się dopiero na kontynencie amerykańskim, a świadectwo o nich dał w XIX wieku Józef Smith, przetłumaczywszy na angielski starożytne miedziane płyty, których nikt poza nim nie widział.

Słownik chazarski (zdaję sobie sprawę z ryzykowności tego porównania) przypomina Księgę Mormona - jest pseudoopowieścią historyczną i pseudoreligią.

 

3. Tę religię stworzył współcześnie Jorge Luis Borges, wywiódł ją zaś z chińskiej opowieści z przełomu IV i III w. p.n.e. o Czuang-Czou: „Pewnego razu Czuang-Czou śniło się, że jest motylem, radosnym motylem, który latał swobodnie nie wiedząc, że jest Czuang-Czou. Nagle zbudził się i znów był rzeczywistym Czuang-Czou. I teraz nie wiadomo, czy motyl był snem Czuang-Czou, czy też Czuang-Czou był snem motyla. A przecież Czuang-Czou i motyl stanowczo różnią się od siebie”. Tutaj owa religia snu znalazła rozwinięcie i uzasadnienie: „Albowiem nie ma jawy człowieka, której by inny gdzieś w tym ludzkim mrowiu nie śnił dzisiejszej nocy, i nie ma nigdzie snu, który by się nie sprawdził jako jawa kogoś innego”.

W taoistycznej opowieści istnieje przemienność snu i jawy. Dla biskupa Berkeleya z kolei cała jawa była snem Boga. Religia wykładana w Słowniku chazarskim jest bardziej skomplikowana. Zajmowali się nią chazarscy łowcy snów. „Uważali oni, że w życiu każdego człowieka istnieją punkty węzłowe, cząstki czasu jako klucze. Każdy z Chazarów miał swoją laskę i na niej przez całe życie karbował stany jasnej świadomości albo chwile szczytowego spełnienia... I nazywano to snem... Sen zatem nie był dla Chazarów jedynie dniem naszej nocy; mógł być także tajemniczą gwiaździstą nocą naszych dni... Każdy człowiek choćby na jedną chwilę w swym życiu staje się bowiem cząstką Adama”.

Nie jesteśmy snem Boga. To my, ludzie, wzajemnie śnimy swoją jawę. A jako cząstki ciała Adama Kadmona (Adama Ruhaniego, Adama brata Chrystusowego) odbudowujemy utraconą jedność świata.

 

4. Słownik chazarski jest jednak nie traktatem teologicznym, ale opowieścią o upadku i śmierci narodu. Paradoksem jest, że upadek ów nastąpił z powodu zbytniej tolerancji.

Władca Chazarów postanowił zaprosić do dyskusji teologicznej przedstawicieli trzech wielkich religii i obiecał, że przyjmie wiarę zwycięzcy. W trzech księgach słownika-czerwonej chrześcijańskiej, zielonej islamskiej i żółtej żydowskiej - zwycięstwo w chazarskiej dyspucie każda ze stron przypisuje sobie. I trudno im się dziwić, skoro, jak się dowiadujemy z którejś księgi, nawet piekło ma swoje sfery wpływów.

Nie ulega natomiast wątpliwości, że od czasu dysputy Chazarowie zaczęli być traktowani jak cudzoziemcy we własnym kraju (w opowieść o upadku Chazarii wpisane zostały serbskie resentymenty, tak zresztą - alegorycznie - czytywano Słownik). Większe prawa przyznano wyznawcom chrześcijaństwa, judaizmu i islamu niż chazarskim łowcom snów odbudowującym ciało Adama.

 

5. Uniwersalna religia odbudowy mistycznego ciała Adama Kadmona zmienia się w religię śmierci. Niezauważalnie dla czytelnika. W tym śnie pisarza, który niebawem zmienił się w rzeczywistość, wątek XVII-wieczny i współczesny pokazuje, że sny łowi się po to, aby z bliska obejrzeć cudzą śmierć, jak gdyby jedynym godnym zainteresowania pytaniem było, jak człowiek umiera.

„Mól lata wysoko pod białym sklepieniem przedsionka i dostrzegamy go jedynie dlatego, że się porusza... Nie wie nawet o naszym istnieniu... Czy możesz mu coś powiedzieć, ale tak, aby to zrozumiał i abyś był pewien, że zrozumiał cię do końca?

- Nie wiem - odparłem. - A ty możesz?

- Mogę - rzekł spokojnie starzec; klasnąwszy w ręce zabił mola i pokazał mi zgniecionego na dłoni. - Myślisz, że nie zrozumiał, co mu powiedziałem?”

Czuang-Czou, któremu tym razem śniło się, że jest molem, przestał mieć wątpliwości.

 

 

Milorad Pavić: Słownik chazarski. Powieść-leksykon w stu tysiącach słów. Przełożyły Elżbieta Kwaśniewska i Danuta Cirlić-Straszyńska, Warszawa 1993, doM wYdawniczy tCHu.

 

 

„Gazeta o Książkach", 18.05.1994

 


 
 
 
 

 

 

 

 

 

 

 

 

powrót do str. ogólnej fragmentów

PATRONAT