3

O książce
Recenzje
Fragmenty
Zdjęcia
Życiorys


Zamówienia

 

Powrót do str.gł.

 

 

 

Statek do lotu na Księżyc nie jest dwa razy bardziej skomplikowany od tego, który ma osiągnąć tylko orbitę ziemską, nie trzy, a osiem. Składa się z ponad dziewięciu milionów części, z których każda nie tylko sama musi działać sprawnie, ale współpracować z szeregiem innych. Wprost wyobraźni nie staje, by ogarnąć ogrom zależności i złożoność procesów biegnących w tym - tysiące razy bardziej złożonym niż najlepszy klasyczny zegarek – mechanicznym organizmie. Oczywiście i ryzyko pojawienia się w owej upakowanej w latającą wieżę przestrzennej tkaninie - dźwigni, siłowników, rur, przewodów prądowych i sygnałowych, pomp, czujników, chłodnic, zbiorników – jest zwielokrotnione. Strzec ma przed tym dublowanie podzespołów i ów cybernetyczny nadzorca (amerykański Saturn zabierał ze sobą 2,5 tony urządzeń sterujących). Ale to nie zawsze wystarcza. Nawet jeśli przyjąć, że części było jedynie trzy miliony (znaczna część to przecież dublety i tryplety zasadniczych układów), a niezawodność 99,99% (czyli wedle laickich wyobrażeń doskonałość), to okazuje się, że prawdopodobieństwo awarii 300 części jest równe 1, czyli że jest pewna. Jakie na to lekarstwo? Sprawdzać, sprawdzać, sprawdzać. Maksymalizować, zwiększać niezawodność – w miarę możności do 99,999%. Kontrole laboratoryjne na poziomie wytwarzania surowca (codzienne, wielokrotne pobieranie próbek do trzech niezależnych, nie wiedzących o sobie laboratoriów), na poziomie produkcji części (nawet zwykłych śrubek i nitów – codzienne losowe badanie wyrobów). Każda część uruchamiana kilkakrotnie przed i po umieszczeniu w stosownym podzespole, potem z nim razem, potem w obrębie stopnia rakiety, a wreszcie, już w kilku próbnych, sekwencyjnych odliczaniach, poddawana kontroli wraz z całym statkiem. I tyczy to tak blach poszycia statku, szczelności zbiorników, wydolności turbopomp, jak (co niezwykle istotne) motorów, bez których po prostu nie ma rakiety.

.
.

 

 
 

 

powrót