O
książce
Recenzje
Fragmenty
Zdjęcia
Zamówienia
Powrót
do str.gł.
|
Powieść o mnie
W trakcie czytania F10.2 wielokrotnie
przebiegła mi przez głowę myśl „mnie to nie dotyczy, przecież nie mam
problemów z alkoholem, ani z niczym takim”, albo „jak to dobrze, że to nie
ja”. Po pewnym czasie, kiedy złapałem się na kolejnej takiej myśli —
przyszło mi do głowy, że to coś może znaczyć, że jestem o włos od czegoś
ważnego.
Wbrew pozorom — widzę dziś — jednak książka ma
przesłanie uniwersalne, problem, który tkwi u źródeł alkoholizmu drąży
mnie także, nas wszystkich - to przeszywające, dotkliwe lęki przed
odpowiedzialnością. Alkoholizm nie jest bowiem w istocie, pierwotnie
chorobą chemicznego uzależnienia od C2H5OH (chociaż
w fazie aktywnej ma to zasadnicze znaczenie). Jest ucieczką od
samostanowienia, od odpowiedzialności właśnie, co oznacza odmowę dokonania
wyboru, odmowę przyjęcia do wiadomości zmienności świata. Ja się nie
zgadzam, żeby świat się zmieniał, do tej pory tak przecież nie było. A w
dodatku, żebym musiał podejmować rozstrzygnięcia decydujące o przyszłym
swoim miejscu w tym świecie, czyli brać na siebie ryzyko ruchów
nieadekwatnych, pomyłek, które mogą owocować w przyszłości bólem.
Wolę się zdać na was, wy za mnie decydujcie,
obserwujcie świat, wybierajcie, a ja się tak trochę zdystansuję, odłączę,
myślę, że wam tym przykrości nie sprawię, nie obciążę raczej, może być
nawet zabawnie.
I się w ich oczach mieni rozmaicie - żongluje
rolami, słowami - bawi i kusi. Okazują więc aprobatę i zachęcają do
kolejnego występu. I się od tych oczu wpatrzonych stał ich ulubioną
maskotką, pacynką i czuł ową dłoń przyjazną w sobie, kiedy nawet fizycznej
obecności publiki już zbrakło. I miał wrażenie, że odnalazł lekarstwo na
dotkliwość świata, szorstkości i przeciwieństwa. I rozbawione, pełne
bezwarunkowej akceptacji oczy widział na sobie, kiedy tylko się tylko od
świata oderwał.
Próbuję rekonstrukcji strumienia uczuć człowieka
uzależnionego. Nie jest — podkreślam — ważne, czy od alkoholu, innych
substancji odurzających, sławy, czy tylko „zwyczajnej” akceptacji
otoczenia, miłości żony, matki, dzieci. Chodzi o niesamodzielność,
niesuwerenność człowieka, który za uncję poczucia bezpieczeństwa i
afirmacji (tu często w postaci syntetycznego substytutu) jest gotów do
najstraszniejszych wyrzeczeń, poniżeń, gotów ryzykować życiem, a co
bardziej jeszcze potworne (i pewnie bardziej ludzkie) — również życiem
innych ludzi. Nie ma, zdawałoby się, ceny, której byśmy za ów konglomerat
pozorów — teatr imitujący życie, za dobre samopoczucie (nie ważne już czym
wyciśnięte z ośrodków przyjemności) — nie dali.
Dlatego uważam, że F10.2 jest książką
ważną. Pokazuje nam wszystkim — nas wszystkich, siebie samych. W utkanym z
rzeczywistych zdarzeń — i przedstawionym w sposób bardzo rzetelny pisarsko
— zwierciadle. Wielu z nas nie jest alkoholikami, ale bardzo wielu —
zaryzykowałbym stwierdzenie, że znakomita większość — jest ludźmi
uzależnionymi, niesamodzielnymi, ulegającymi wszechobecnej propagandzie
(czy reklamie), obawiającymi się mieć własny pogląd na świat, moralność,
sens życia, ludźmi potrzebującymi poddania się przewodnikom i pośrednikom
– tak dla poznania świata, jak samych siebie, ludźmi, którzy nawet do
komunikowania się z sobą potrzebują gotowych, zatwierdzonych przez
autorytety wzorców.
W przypadkach Tomasza rozpoznajemy własną
ułomność, miałkość, zarozumialstwo, własne podłości, których nie chcemy
pamiętać. I zwracając pamięć, Morris przywraca nam godność, zdolność
samodzielnego decydowania, podejmowania ryzykownych rozstrzygnięć,
przygotowania na związany z prawdziwym życiem ból, ale i mającą źródło w
tej samej odpowiedzialności (trudną na pewno zrazu) radość - przywraca nam
siebie.
Wiem, że tę książkę, jak lustro, w którym
powinien się przejrzeć każdy z nas, jak remedium, które nas samych na nas
samych otwiera, jak odtrutkę na marność świata (zwłaszcza na tę marność,
która z własnej pobłażliwości dla siebie, czyli z własnej marności
wynika), winien mieć każdy.
Bardzo Autorowi dziękuję.
Lech Robakiewicz
(recenzja wewnątrzwydawnicza)
|