Oda do radości
To nie recenzja, lecz nieskromna opinia. Oto bowiem
problem znajomy. Jest książka i pisze ją człowiek - pisze i będzie pisał
nadal - w co bardzo wierzę, i chcę tego, bo mu bardzo dobrze życzę.
Alkoholizm (raczej uzależnienia) jest (są) problemem
wielu. Nie tylko tych, co piją, ćpają, nałogowo żrą lub grają w pokera. To
także ból i choroba ich matek, żon, dzieci. Oto książka którą pisze
człowiek, który co rusz w niej powtarza, że nie jest żadnym neofitą,
cudownie nawróconym, czy oszołomem jakowymś. Właśnie, że nie. Poniekąd
jest. Bo musi nim być w stopniu pewnym, który zapewnia ten proces, który
on odbywa. To go na tym etapie już nie tylko ratuje, ale rozwija. Toż nie
ma w tej chorobie ponoć za to ceny.
Oto człowiek i jego radość poranka. Odkrywca nie
abstynencji, ale życia na trzeźwo. Więcej. Życia w ogóle. Pisze w sposób
chwilami bardzo prosty, podaje najzwyklejsze prawdy. Prawdy są najbardziej
skomplikowane, kiedy są takie proste. Trudne są do przyjęcia. On opisuje
swoją łaskę, łaskę przyjmowania prawdy, poprzedzona cudem chęci
zdrowienia.
Właśnie ten cud opisuje jako możliwy do
upowszechnienia. Posługuje się rozpisanym stwierdzeniem, że aby nie tylko
przestać pić, ale aby szczęsliwieć, trzeba zmienić jedną tylko rzecz.
Wszystko.
Mówi, że to proste i udowadnia to w sposób ujmujący.
I tu dochodzę do najważniejszego. To prawo niejako
wyraża się w bezgranicznie otwartym Programie Dwunastu Kroków. Nigdy o tym
dość, a w Polsce szczególnie. Świadectwa najlepiej we wszystkich cudach -
jak wiadomo - działają. Wielkim walorem książki jest to, że mówi o
sposobie zdrowienia i rozwoju za pomocą czegoś, co w Polsce jest jeszcze
ciągle często wyśmiewane. A sprawa dotyczy wszystkich wszelkiej maści
uzależnionych! Więc jak już wspomniałem ich rodzin i bliskich także.
Morris jest już uruchomiony i leczy się coraz
bardziej i bardziej. I w głębokim domyśle książki podaje, że nie chciałby
przestać nigdy, bowiem czy ktoś coraz bardziej szczęśliwy, chciałby
przestać szczęśliwieć?
Radość z trzeźwienia autora łatwo podchwytują jego
czytelnicy. To zasługa prawdziwości, szczerości i tego czegoś, co niesie w
sobie dobra literatura. Literatura faktu. Toż to jest reportaż.
To książka afirmacyjna. Jak prawdziwa neoromantyczna
oda, nieposbawiona wielkiej chwilami głebi. Jej przesłanie jest proste. To
działa!
Wiele w książce śmiałości w stwierdzeniach. Pozornie
zbyt wiele. Wiele, przerażająco wiele konsekwencji. Aż do niekonsekwencji.
I to jest walor, taka jest bowiem prawda o tym procesie.
Poza tym świetnie to napisane przez nadzwyczaj
inteligentnego i dowcipnego człowieka, co tylko jak zwykle uwypukla i
powiększa każdy problem. Wiec właśnie dlatego, za równowartość gatunkowej
wódki powinni tę książkę posiąść... setki tysięcy, a może miliony.
j.b. anonimowy uzależniony
|